Półksiężyc nazbyt urodzajny?

Egipt przez wyzwaniem galopującego przyrostu naturalnego

Kierowcy, którzy utknęli w korku na Salah Salem – jednej z głównych arterii Kairu, nie muszą zbyt długo zastanawiać się dlaczego znaleźli w takim położeniu. Wystarczy, że podniosą głowy i spojrzą na rozpościerający się nad trasą wielki, czerwony, licznik cyfrowy, umieszczony na budynku jednej z agencji statystycznych. W Egipcie jest już ponad 88 milionów ludzi. Jeden z kierowców napisał na twitterze, że w ciągu zwykłego 10-minutowego korku, pojawiło się na świecie 21 nowych Egipcjan.

Choć przyrost liczby ludności zamieszkującej tereny bliskiego Wschodu ustępuje tylko wskaźnikom Sub-Saharyjskiej Afryki, to ostatnie badania współczynnika dzietności pokazują jednak spadki. Inaczej sytuacja ma się w Egipcie, gdzie po 50 latach kraj odradza się z kryzysu. Odradza się w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo współczynnik dzietności w kraju Faraonów wynosi z powrotem 3,5. Jest to wartość niższa niż ta w Jemenie czy Iraku, które mogą poszczycić się wskaźnikami powyżej 4, ale wyższa niż w wielu innych krajach z Zatoki Perskiej, jak Arabia Saudyjska czy Iran, który zamieszkuje na chwilę obecną 77 milionów ludzi. Rozwijająca się medycyna, dzięki której spada umieralność noworodków jak i wydłuża się średnia długość życia, na pewno przyśpieszą jeszcze wzrost liczby ludności.

„To byłaby katastrofa” – określa sytuację jeden z demografów z Kairu. Według szacunków ONZ, w 2050 roku Egipt może zamieszkiwać około 140 milionów ludzi, którzy będą żyć na zaledwie 5% powierzchni kraju, gdyż poza wybrzeżami Nilu, kraj pokrywają nieprzyjazne pustynie. Wyliczenia pokazują, że Egipt do bycia sklasyfikowanym jako „ubogi w wodę” (kraje gdzie na jednego mieszkańca przypada mniej niż 1000m3 wody rocznie) potrzebuje około 55 milionów ludzi. Rozbieżność między 140 milionami, a 55 jest ogromna, co nie napawa optymizmem Atefa al-Shitany’ego – szefa działu planowania rodziny w Ministerstwie Zdrowia.

Hosni Mubarak, będący u władzy od 1981 roku, dążył do obniżenia współczynnika dzietności do poziomu 2,1. Jest to wartość, dzięki której populacja utrzymuje się na w miarę stałym poziomie. Około roku 2005 współczynnik wzrósł do 3 i utrzymywał się na tym poziomie przez kolejne kilka lat. W czasie „Arabskiej Wiosny” temat planowania rodziny zszedł na bardzo odległy plan, a współczynnik dryfował sobie spokojnie. Kiedy więc Abdel-Fattah al-Sisi zaprzysiągł na stanowisku ministra zdrowia Hala Youssefa, znanego i renomowanego lekarza, wielu odebrało to jako nowy bodziec w polityce.

Jednak w kraju, w którym fale radykalnego patriotyzmu zalewają społeczeństwo, ciężko jest przekonać konserwatywnych oficjeli o wadze problemu. W narodowej strategii planowania rodziny, powstającej pod nadzorem generała Sisiego, wstrzymano się od ustalania konkretnych limitów. Eksperci twierdzą jednak, że jest to około 2,4 na rok 2030. Zamiast tego rząd Sisiego podkreśla rolę tzw. świadomego wyboru. Obiecuje podniesienie poziomu usług w zakresie planowania rodziny, jak i wsparcie edukacji kobiet. Pilotuje także wsparcia finansowe dla biednych rodzin, w nadziei że nie będą one żyły z pracy swoich dzieci.

W Egipcie spadło też użycie środków antykoncepcyjnych, co bez wątpienia przyczyniło się do większego przyrostu naturalnego w omawianym okresie. Spowodowały to jednak nie ignorancja czy niewiedza, a celowy wybór samych Egipcjan, którzy być może dążą do większych rodzin. Rodziny z biednych terenów wiejskich wciąż posiadają największą liczbę dzieci, choć z chęcią przyjmują rozwiązania rządu. Najciężej przekonać jest „miejską klasę średnią, która zawsze trzymała się modelu 2+3”, przekonuje Dalia Abd al-Hameed z Egipskiej Inicjatywy Praw Osobistych, Fundacji NGO z Kairu.

Przekonywanie par do mniej ilości pociech jest dość osobliwym problemem, którego nie da się rozwiązać rozdając darmowe prezerwatywy. Nikt niemal nie lubi, gdy mu się zagląda do łóżka, a tym bardziej kiedy robi to państwo. Na szczęście dzięki bogaceniu się krajów Arabskich i lepszej edukacji kobiet, przyrost naturalny na obszarze niemal całego Bliskiego Wschodu spada. Najlepszym tego przykładem jest Iran, gdzie na przestrzeni 25 lat odnotowano niewyobrażalny wręcz zwrot. W 1980 roku na jedną Irańską rodzinę przypadało 6,5 dziecka, teraz jest to 1,9. Wpływ na to miały wspomniane lepsze warunki życia oraz edukacja oraz rząd Irański, aktywizujący mężczyzn do wazektomii (zabieg podwiązywania nasieniowodów). Obecnie rząd próbuje zachęcać pary z powrotem do posiadania dzieci.

Wracając jednak do Egiptu, ma on przed sobą nie lada wyzwanie. Rosnąca ciągle liczba narodzin może wywrócić do góry nogami istniejący do tej pory porządek społeczny, gdzie na dużą grupę pracujących dorosłych przypada kilkoro dzieci i osób starszych. Zdaniem Jaime’a Nadala Roiga, przewodniczącego Egipskiego oddziału Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych, „zaspokojenie potrzeb przyszłego społeczeństwa będzie wymagało silnego, stałego rozwoju gospodarczego i przemyślanej polityki redystrybucji”. Pechowo dla Egipcjan, szanse na to są równe szansom na zahamowanie ich przyrostu naturalnego.

Źródło:

http://www.economist.com/news/middle-east-and-africa/21653623-challenge-egypts-rising-fecundity-too-fertile-crescent

Powiązane wiadomości

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *